W tym roku na majówkę wybrałam się w podróż w Nasze polskie góry.
Kombinacji i pomysłów było mnóstwo aż w końcu padło na wczasy w Zakopanem ze względu na zapowiadane deszcze. W końcu od biedy można pochodzić po Krupówkach…;P
Podróż z Warszawy do Zakopanego pociągiem TLK. Bilety o dziwo bardzo tanie. Nie wiem jak to działa ale podczas kupowania biletów przez internet cena biletu normalnego wahała się w granicach 53-65 zł. Na niską cenę trzeba było trafić wiec klikałam tak kilka razy aż kupiłam “BILET INTERNETOWY – REWELACYJNY” za 53 zł już z miejscówką.
Wyjazd z Warszawy Wschodniej 22.59. Na szczęście nie było tłoku. Dzięki temu jadąc jeszcze z moimi dwiema koleżankami miałyśmy przedział dla siebie i dało się znieść te ponad 9 h jazdy.
Noclegi zamówiłyśmy w domkach na ulicy Chyców Potok niedaleko PKP. Domki ogrzewane a standard oceniam na 4+ w 6 stopniowej skali;) Ważne że tanio bo za pokój trzyosobowy zapłaciłyśmy 30 zł od osoby plus klimatyczne 1,7 za dzień. Wspólna łazienka i kuchnia na dwa pokoje. Do ścisłego centrum miałyśmy około 2 km a po drodze sklepy i pizzerie. Dla wygodnych niedaleko był przystanek autobusowy Kasprowicza.
I DZIEŃ
Pierwszego dnia ze względu na męczącą podróż wybrałyśmy się jedynie na Gubałówkę. Tam krótki odpoczynek po pierwszej wspinaczce;P kanapka i w drogę na Nosal (1206 m n.p.m) zielonym szlakiem. Widoki zachwycały już od wejścia.
W niektórych miejscach było dość stromo i można się było zmachać ale naprawdę warto;) Do Nosalowej Przełęczy doszłyśmy po 65 minutach zgodnie z oznaczeniami na szlakach a co chwila zatrzymywałyśmy się na porcję zdjęć;) Tam dopadł nas deszcz ale byłyśmy perfekcyjnie przygotowane i towarzystwo parasolek się przydało. Ruszyłyśmy żółtym szlakiem w kierunku Polany Olczyskiej (1037 m n.p.m) i dotarłyśmy tam po 35 minutach ze względu na rozmyty szlak i konieczność omijania śliskich kamieni. Po drodze spotkałyśmy szkotów którzy wędrowali w swoich kiltach, szczerze im współczując bo było naprawdę zimno i wilgotno a miejscami leżał śnieg. Z Parku Tatrzańskiego wyszłyśmy pół godziny później i na piechotę wróciłyśmy do domku.Tego dnia zrobiłyśmy 30 km i już o 19.00 padłyśmy z nóg.
II DZIEŃ
Drugiego dnia wybrałyśmy się na wycieczkę z zamiarem zobaczenia Czarnego Stawu, Doliny Pięciu Stawów i Morskiego Oka w okolicach Zakopanego. Plan był ambitny bo długa droga do pokonania więc zaczęłyśmy wędrówkę z Kuźnic gdzie dotarłyśmy busem za 3,5 zł kursującym co kilka minut z centrum Zakopanego.
Było bardzo ciepło i słonecznie. Droga początkowo łatwa, niemalże płaska. Widziałyśmy sarnę i lisa, który podszedł na odległość 3 metrów. Niestety nie udało się zrobić zdjęcia. Zanim mój wspaniały aparat fotograficzny wysunął obiektyw i nacisnęłam spust lis schował się za drzewami i mogę teraz podziwiać jedynie jego ucho;)
Widok na Giewont z Przełęczy między Kopami
Szłyśmy żółtym szlakiem z Kuźnic Doliną Jaworzynki aż doszłyśmy do Przełęczy między Kopami(1499 m n.p.m). Było bardzo ciepło i słonecznie. Wiatr tylko zrywał się co chwila z taką siłą, że czasem kazał się cofnąć o dwa kroki. Stamtąd ruszyłyśmy halą Gąsienicową w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego. Tu już pojawiła się znaczna warstwa śniegu i od razu się ochłodziło.
Szlak prowadzący do Czarnego Stawu był wąski i trzeba było uważać aby noga się nie omsknęła na grubej warstwie śniegu. Żadna z nas nie miała butów typowo górskich więc nogi się nam ślizgały a buty przemokły jak po wejściu w dobrą kałużę. Niska temperatura i ostry wiatr dawał się we znaki i miałyśmy dość mimo, że dotarłyśmy dopiero do podnóży pierwszego stawu na planowanej trasie.
Największym zdziwieniem był widok zamarzniętego Czarnego Stawu. Liczyłyśmy przecież na piękne słońce i przeźroczystą taflę wody. Na dodatek nie było się gdzie schować przed wiatrem, który zrywał się co chwilę z wielką siłą za każdy razem z innej strony.
Wszystkie chciałyśmy iść dalej ale zmęczenie i przerażające zimno dawało we znaki i po konsultacji z turystami wracającymi z miejsca, które początkowo było naszym celem postanowiłyśmy zawrócić. Ciężko było mi nawet sobie wyobrazić jak mamy tam dotrzeć. Ludzie mieli specjalistyczny sprzęt i byli odpowiednio ubrani. Nie to co ja - letnie spodnie do kolan, brak jakiejkolwiek czapki a zamiast porządnych butów - nike do biegania….
Powrót nie był łatwy. Wystarczy sobie wyobrazić schodzenie po zaśnieżonej górze. Na Przełęczy między Kopami poszłyśmy niebieskim szlakiem w stronę Kuźnic przez Boczań.
Dzięki za podsunięcie pomysłu na wycieczkę. Przy okazji wycieczki do Zakopanego już wiem, ze udam się w podobna trasę.
OdpowiedzUsuń